Lekki, smaczny i
esencjonalny. Tak w trzech słowach można opisać bohatera dzisiejszego wpisu.
Jest to kolejny (i na pewno nie ostatni) produkt, który w kuchni spełnia masę
funkcji. Może być dodatkiem do ciasta, które podamy w chłodne popołudnie wraz z
aromatyczną kawą. Świetnym dodatkiem do jakże niedocenianej zupy dyniowej,
który wydobędzie lekką słodycz potrawy. Jednak prawdziwym gwoździem programu
jest on w znanej hiszpańskiej Pina coladzie, gdyż ukrywa ostrość rumu.
Znam takich,
którzy kokos doceniają tylko w jednej postaci – ciasteczek Raffaello. Jednak to
nie o nich chciałam dzisiaj mówić. Pamiętam, że mając 10-12 lat w naszym domu
pojawił się prawdziwy kokos. Duża, okrągła i brązowa bryła z włoskami
przypominała mi raczej jakieś dzikie zwierzę niż owoc. Twarda skorupa, która po
uderzeniu wydawała głuchy odgłos. Jednak, żeby tego było mało, rodzice po
pewnym czasie postanowili rozciąć naszego „domownika” i wypić mleko kokosowe.
Okazało się, że „po pewnym czasie” trwało zbyt długo i mleko było zepsute.
Powiedziałam sobie wtedy, że nigdy więcej tego świństwa nie zjem/nie wypiję. Oczywiście
jak zwykle nie dotrzymałam swojego postanowienia i do dzisiaj zajadam się tym
rarytasem, a do mleka mam zamiar powrócić przy okazji tajskiej zupy.
Niedawno wpadłam
na CHIPSY KOKOSOWE, które w swoim asortymencie posiada firma SKWORCU. Skusiłam
się na nie, ponieważ szukałam zdrowszej alternatywy do tradycyjnych chipsów,
które skrupulatnie zamieszkują w moich udach. Jak widać na zdjęciu są to dobrze
wysuszone skrawki kokosu, do których nie dodawano cukru ani ulepszaczy. Smak?
Porównałabym je do wiórków kokosowych – lekko chrupiące, o zapachu karaibskich
plaż z nutą skąpanej w słońcu skórze. Idealnie pasują do wieczornego
przesiadywania przed laptopem czy telewizorem. Moim zdaniem są też świetną
alternatywą na długie podróże samochodem, gdzie lubimy czasami coś pochrupać. Można
je wkomponować w lodowe desery, galaretki, herbaty, koktajle. No i oczywiście w
kurczaka!
Oprócz tego
otrzymałam cukier kokosowy. Miało być fajnie, a skończyło się jak zawsze. No,
może trochę wyolbrzymiam, ale jednak jestem nieco zawiedziona. Kolor cukru ociera się o
karmel i taką też nutę powinnam wyczuć w smaku, jednak jej nie czuję. Zapach?
Przeokropny.. Połączenie czegoś spalonego i kwaśnego, jednak nie ma tego
złego.. Cukier kokosowy ma jeden z najniższych indeksów glikemicznych wśród
substancji słodzących, także działamy nim na swoją korzyść. Sama stosuję go do
porannej kawy, lecz wydaje mi się, że w sobotę otulą jeżyny na tarcie. Jeśli
chodzi o poziom słodkości to porównałabym go do włoskiego cukru, jeśli ktoś nie
jadł cukru z Italii to powiem krótko – mało cukru w cukrze. Dlatego też, jeśli
zależy nam na fit cukrze to polecam cukier trzcinowy.
Zapomniałam o
jednym! Olej kokosowy! Wynalazek wynalazków. Najlepszy do olejowania włosów,
nawilżania skóry czy smażenia na patelni. Mówiłam już, że kocham uniwersalność?
Szybki przepis na Pina colade
30 ml rumu (najlepiej białego)
30 ml śmietanki kokosowej
90 ml soku z ananasa
kruszony lód
Ale mi narobiłaś smaka na Pina colade :D
OdpowiedzUsuńWonderful post...I like your pretty blog.^^
OdpowiedzUsuńMaybe follow each other on bloglovin?
Let me know follow you then back.
Lovely greets Nessa
Nienawidzę kokosów:P
OdpowiedzUsuńCo to olejowania włosów olejkiem kokosowym to radziła bym najpierw sprawdzić porowatość włosków, gdyż zasadniczo tylko niskoporowate polubią się z tym olejem :) a co do reszty wpisu, to inspiruje na kolejnego drinka :)
OdpowiedzUsuńA ty znowu szalejesz i ma apetyt robisz :)
OdpowiedzUsuńHttp://theblondestory.blogspot.com
Taka rola tego bloga :) Poczekaj, bo jeszcze nie pokazałam na co mnie stać!
Usuń