Tim Cahill
powiedział kiedyś, że: „Jakość podróży mierzy się w liczbie poznanych
przyjaciół, a nie przejechanych kilometrach”, jednak nie do końca się z Nim
zgadzam. Nie mówię, że poznawanie nowych osób jest czymś złym, ale nie z tym
wiążę moje wojaże. Jak dla mnie jakość podróży mierzy się w ilości poznanych
smaków oraz miejsc, w których można dobrze zjeść. Problem jest zasadniczy – nie
jestem wstanie przywieźć ich ze sobą do domu. Przyprawy, wszelkiego rodzaju
oliwy, alkohol – w porządku, tu się zgadzam.. przywiozłam nie raz. Jednak, gdy
dotknęły dna pozostały mi po nich (tylko i aż) zdjęcia. Są ludzie, którzy lubią
fotografować dzieci, inni biegają za robalami, a ja uwieczniam smaczne momenty
podczas moich podróży. Dzisiaj zabieram Was na krótką przeprawę przez kilka
smaków, których nigdy nie zapomnę, a nawet jeśli – zdjęcia na pewno mi o nich
przypomną. I to jest w tym najpiękniejsze!
Hiszpania. Paellę
jadłam dwa razy w życiu i był to jeden z lepszych nowo poznanych smaków. Mam to
szczęście, że moja mama to typ kuchennej wojowniczki, która podchodzi do nawet
najdziwniejszych dań. Obstawiam, że 90% turystów pójdzie w Hiszpanii do
restauracji i zamówi gotową paellę, zamówi, zje, polubi albo i nie. U nas
oczywiście było inaczej – żal było nie skorzystać z dużego sklepu rybnego w
porcie. Asortyment był przeogromny, chociaż miałam małe obiekcję co do biednego
raka. Biedak miał unieruchomione szczypce i chodząc po lodzie czekał na
śmiałka, który postanowi go kupić i wsadzi do wrzątku. Na szczęście to nie
byłam ja. Skończyliśmy na kalmarach, muszlach i krewetkach – modelki z nich
słabe, ale jako danie spisują się nieziemsko. I chociaż kalmary za długo były
poddawane obróbce termicznej i stały się lekko gumowate – paella była taka,
jaka być powinna.
Grecja. Temat
dla mnie ciężki, nawet bardzo.. A wszystko przez kucharza, który w hotelowej
restauracji średnio umiał gotować. Średnio co dwa dni podawano nam na obiad
pieczone udko z kurczaka i SUCHY MAKARON. Na litość boską.. po pewnym czasie
człowiek zaczyna chodzić głodny i szuka pocieszenia gdziekolwiek. Na moje
szczęście w Grecji na każdym kroku spotykałam klimatyczne cukiernie, które
oferowały pyszne kremowe lody. Mogę się założyć, że straciłam tam większość
pieniędzy.. kto biednemu zabroni żyć jak bogaty! Zaskoczyła mnie różnorodność
smaków oraz to, że w żadnym z nich nie było sztucznych barwników, a kawałki
owoców czy groszki czekoladowe. Po solidnej porcji lodów nie byłam już zła na
kucharza, który nie potrafił nas dobrze nakarmić, a jeśli nawet troszkę złości
we mnie było – zajadałam się pieczoną kukurydzą. A co!
Włochy. Dopiero
podczas pisania tej notki zdałam sobie sprawę, że nigdy nie jadłam we Włoszech
słynnej pasty.. Sama zastanawiam się dlaczego, bo przecież jestem człowiekiem,
który mógłby żyć na makaronie. Co do włoskiej pizzy – sprawa jest bardziej niż
skomplikowana, oho.. znowu czas na mądrości. Jako 100% Polka złapałam się na
tym, że faktycznie odczuwałam brak sosów i ogromnej ilości dodatków na pizzy.
Coś jest w tym, że my Polacy uwielbiamy nadmiar wszystkiego w jedzeniu – sama
nie wiem jak się do tego ustosunkować, ale tak właśnie jest. Jednak z każdą
następną pizza było o wiele łatwiej i przyjemniej – przecież wystarczy skropić
wszystko smakową oliwą i już! Ot cała tajemnica dobrego smaku.. We Włoszech
lubię jeszcze jedno, nawet gdy nie jesteś głodny możesz jeść oczami. Im mniejsza uliczka tym więcej smakołyków. I
wszystko takie kolorowe, świeże.. ryba pachnie rybą, a owoce owocami.
Uwielbiałam stoiska z kubeczkami pełnymi kawałków owoców. Szkoda, że w Polsce
możemy o tym tylko pomarzyć, bo nawet te kubeczki mają u nas w składzie syrop
glukozowo-fruktozowy (sprawdzone, niestety). Tylko ja się pytam PO JAKĄ
CHOLERĘ?
Na koniec, żeby
ktoś mi nie zarzucił, że wielka ze mnie dama i w naszym kraju nic nie jadam.
Otóż jadam i to dużo! Znalazłam nawet konkurencję dla greckich lodów i to dość
blisko, bo w Krakowie. Jeśli mamy czas i chce nam się stać w długiej kolejce
(początkowo myślałam, że ktoś coś rozdaje, więc też stałam.. efekt tłumu) to
jedziemy na Starowiślną. To tam mają najlepsze lody – gama smaków jest
niewielka ze względu na to, że firma jest rodzinna, a wszystkim stoi ludzka
praca. Sobie i Wam życzyłabym więcej miejsc, gdzie jako konsumenci nie jesteśmy
oszukani, a smak jest smakiem, a nie bombą spulchniaczy i aromatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz